Kochany dziadek

Mój dziadek był dyrektorem banku, a babcia lekarką. Bardzo dobrze zarabiali, dorobili się dość sporego majątku. Kiedy babcia zmarła, dziadek podzielił większość majątku pomiędzy swoje dzieci. Dla siebie zostawił bardzo duży, ponad 300 metrowy dom z działką o powierzchni kilku hektarów. Rodzinie się to nie podobało, bo każdy chciał wziąć go dla siebie. Nachodzili dziadka i namawiali, aby to sprzedał, kupił sobie małe mieszkanko, a resztę podzielił pomiędzy dzieci. Dziadek był nieugięty, dlatego rodzina przestała go odwiedzać.


Kochałem mojego dziadka i było mi wszystko jedno co sądzi o nim reszta mojej materialistycznej rodziny. Odwiedzaliśmy go razem z żoną przynajmniej raz w tygodniu, a kiedy dziadek zachorował przeprowadziliśmy się do niego, żeby móc się nim zajmować. Nasze mieszkanie wynajęliśmy, żeby nie stało puste. Przez ponad rok choroby dziadka nie odwiedził go nikt z jego dzieci, nawet moi rodzice, którzy zawsze podkreślali jak to więzi rodzinne są najważniejsze. Po śmierci dziadka przeprowadziliśmy się do naszego mieszkania, wiedzieliśmy, że w tym domu nie możemy dłużej zostać, bo rodzinka już się rzuciła do dzielenia łupów.

Jakiś czas później został odczytany testament. Dziadek zapisał mi i mojej żonie wszystko co miał, czyli dom, działkę na której stał, wszystko co było na wyposażeniu oraz złote monety ukryte w domu. Niestety dziadek nie napisał gdzie one były. Rodzina była wściekła, nie wiedzieli o żadnych monetach, dlatego ich nie szukali. Dodatkowo mnie i moją żonę wyzywali od najgorszych, że starego schorowanego człowieka wykorzystaliśmy dla jego majątku. Szkoda tylko, że przez tyle czasu nie zainteresowali się nim ani raz. Z żoną udaliśmy, że wiemy o tych monetach, tak naprawdę nie mieliśmy pojęcia, ani nawet nie było pewne czy jakieś monety są. Może to dziadek wymyślił, aby na sam koniec dopiec swoim dzieciom?

Wraz z żoną odebraliśmy klucze do już naszego domu i pojechaliśmy się w nim urządzić. Okazało się, że podczas naszej nieobecności, gdy nie wiadomo było jeszcze do kogo będzie należał dom, większość rzeczy została wyniesiona. Część odzyskaliśmy, reszty niestety się nie udało. Stwierdziliśmy, że nie ma sensu chodzić po sądach i szarpać się z rodziną. Zaczęliśmy sprzątać, chcieliśmy troszkę odświeżyć ściany i przebudować piwnicę, miałem na nią pomysł. Gdy wyburzaliśmy ściankę działową w piwnicy, wypadła z niej metalowa skrzyneczka. Zajrzeliśmy do środka, a tam były złote monety, o których była mowa w testamencie. Okazało się, że były to unikaty, a co za tym idzie były sporo warte. Sprzedaliśmy część, co pomogło nam w pokryciu kosztów remontu. Otworzyliśmy z żoną własny biznes. Rodziny nie poinformowaliśmy o znalezisku, ze względu na nasze zdrowie psychiczne. Nie chcieliśmy, aby nas nachodzili i nękali prośbami i groźbami, abyśmy się podzielili tym co nie jest ich. Jednak z rodziną najlepiej się wychodzi tylko na zdjęciach.

Komentarze

Masz historię, która powinna znaleźć się na tej stronie? Napisz do nas!

Imię

E-mail *

Wiadomość *