Okropna matka
Byłam okropną matką. Kocham swoje dzieci, ale nigdy nie potrafiłam im tego powiedzieć, czy pokazać. Całe życie tylko od nich wymagałam. Nie chodzi tu tylko o naukę, chodzi o wszystko, począwszy od domowych obowiązków, przez naukę, po wiele, wiele innych zajęć pozalekcyjnych.
Moje dzieci miały za dużo obowiązków, czas na zabawę praktycznie nie istniał. Gdy dzieciaki z okolicy bawiły się w chowanego, grały w klasy lub w piłkę to moje jeździły z kursu na kurs, z zawodów na zawody. Najgorsze nie było to, ile miały zajęć, ale to, że nigdy nie pokazywałam, jak byłam z nich dumna. Nawet gdy w jakimś konkursie zajmowały pierwsze miejsce to zamiast pogratulować, wolałam zapytać dlaczego zadanie z matematyki nie zrobione jeszcze. Zamiast pochwalić zawsze znalazłam coś, co mi nie pasowało, coś za co mogłam je zganić. Z perspektywy czasu nie rozumiem dlaczego, skoro moi rodzice nie byli tacy. Byli kochani, czuli, zawsze umieli pocieszyć i pochwalić, nawet za najmniejsze osiągnięcie.
Mąż próbował interweniować, prosił, żebym im odpuściła trochę, ale byłam stanowcza i nieugięta. Kilka razy zagroziłam mu nawet rozwodem, jeżeli będzie się wtrącał, a że byłam dobrą prawniczką to dzieci by zostały na pewno ze mną i miałby utrudniony kontakt. Kochał je nad życie i nie mógł sobie wyobrazić życia bez nich, dlatego przestał się wtrącać.
Dzieci wyrosły na wspaniałych ludzi, gdy tylko osiągnęły dorosłość wyprowadzały się po kolei i w domu było coraz bardziej pusto. Po wyprowadzce trzeciego, w domu zostałam tylko ja z mężem. Całe szczęście, bo kochałam go i nie wyobrażałam sobie zostać sama bez niego. Dzieciaki poszły na studia, żadne nie poszło na prawo. Z tego powodu byłam zawiedziona, ale byli dorośli i nic nie mogłam zrobić. Nawet grożenie, że odetnę je od pieniędzy nic nie dawało, bo same się utrzymywały z udzielania korepetycji, poza tym mój mąż powiedział, że nie zamierza im przeszkadzać w spełnianiu ich marzeń i pomagał finansowo. A miał z czego, prowadził dobrze prosperującą firmę. Nasz syn Kamil skończył ekonomię i pracował w firmie ojca. Córka Ania ukończyła ASP, a syn Karol jest świetnym informatykiem.
Rok po ukończeniu studiów przez najmłodszego syna, mój mąż zmarł. Byłam zdruzgotana. Tydzień po pogrzebie żadne z dzieci mnie nie odwiedziło, a zawsze przyjeżdżały na weekend. Pomyślałam, że byłam naprawdę okropną matką i teraz zostało mi żyć w samotności z tą pustką. Minął kolejny tydzień, przyszła sobota. Całkowicie się rozsypałam, siedziałam w kuchni patrzyłam przez okno z nadzieją, że podjedzie samochód chociażby jednego dziecka. Wieczorem straciłam nadzieję. Następnego dnia rano usłyszałam jakiś stukot w domu. Przeraziłam się, że ktoś się włamał. Zeszłam ostrożnie i wtedy zobaczyłam trójkę moich cudownych dzieci, jak przygotowują śniadanie. Zapytałam dlaczego mnie nie odwiedzili tydzień wcześniej, i dlaczego zrobili to teraz. Odpowiedzieli, że musieli sobie wszystko przemyśleć, że przyjeżdżali w odwiedziny dla taty, nie dla mnie, bo nie byłam dobrą matką. Postanowili jednak zrobić to dla taty i odwiedzać mnie nadal, jeżeli będę chciała, bo tata by chciał. Wtedy rozpłakałam się jak małe dziecko. Zszokowałam tym wszystkich, bo nawet na pogrzebie nie dałam po sobie poznać, że coś jest nie tak. Wytłumaczyliśmy sobie wszystko, przeprosiłam chyba z milion razy. Obiecałam, że zrobię wszystko, aby któregoś dnia powiedzieli, że przyjechali odwiedzić mnie nie tylko dla taty, ale także i dla mnie.
Pół roku później pierwszy raz usłyszałam, że przyjechali też dla mnie, że takiej mamy zawsze chcieli jaką jestem teraz. A za niedługo zostanę także babcią bliźniaczek. Będę dla nich najlepszą babcią na świecie, ale z umiarem, żeby nie zepsuć tych małych słodkich istot.
Komentarze
Prześlij komentarz