Spełnione marzenie
Od kiedy pamiętam lubiłam gotować. W domu, mama zawsze mnie krytykowała, uważała, że nie potrafię, że ona lepiej wszystko zrobi. Tak mijały lata, gotowałam tylko dla siebie, a i tak zawsze spotykałam się z krytyką. Poszłam do szkoły gastronomicznej, tam wszyscy chwalili moje potrawy. Było mi miło, ponieważ nikt mnie nigdy tak nie doceniał. Po szkole wyprowadziłam się z domu i podjęłam pracę jako pomoc kuchenna. Praca ciężka, a wypłata marna. Mój chłopak zawsze mi powtarzał, że powinnam otworzyć coś swojego, bo mam prawdziwy talent. Cieszyło mnie to, że mnie docenia, ale nie wierzyłam, że mogę coś osiągnąć. Jednak matka przez tyle lat postarała się, aby moja wiara w siebie praktycznie nie istniała, no ale mój ukochany za nic to miał i postanowił mi pomóc. Zaprosił kilku swoich znajomych, kazał mi przyrządzić to, co umiem najlepiej i podaliśmy im kolację. Specjalnie na tą okazję zakupiliśmy pojemniczki, aby wyglądało jakbyśmy jedzenie mieli z cateringu. Wszyscy się zachwycali, prosili o numer do tej restauracji. Gdy się wydało, że to ja przygotowałam wszystko, aż zaniemówili z wrażenia i pytali kiedy będą mogli zjeść u mnie w lokalu. Po tym wszystkim postanowiłam zaryzykować. Wynajęłam fajny lokal na osiedlu, gdzie mieszkała moja matka. Dwa miesiące później nastąpiło otwarcie. Pocztą pantoflową rozniosło się, że to mój lokal i wszystkie koleżanki i koledzy z osiedla przyszli spróbować moich dań. Bardzo szybko zyskałam stałych klientów, przychodzą nie tylko na obiady, ale także zamawiają catering na imprezy rodzinne. Każdego dnia mamy tyle zamówień, że poszukuję dodatkowych dwóch osób do pomocy, a zatrudniam już pięć osób na kuchni, trzech kelnerów i jednego kierowcę. Jak to się będzie tak szybko rozwijać, to chyba będę musiała pomyśleć o większym lokalu. A moja matka? Ona chodzi po osiedlu dumna jak paw i chwali się wszystkim jaką to ma zdolną córeczkę.
Komentarze
Prześlij komentarz