O szacunek czasem trzeba zawalczyć

Mam żonę i trójkę dzieci. Kiedy na świecie pojawiło się nasze pierwsze dziecko podjęliśmy decyzję, że żona jak najszybciej po porodzie wróci do pracy, ja zostanę z dzieckiem. Było to logiczne, bo ona zarabiała dwa razy więcej ode mnie. Względy finansowe przeważyły. Dwa lata później na świat przyszły bliźniaczki. Znów ten sam schemat.

Dzieci im były starsze tym bardziej narzekały na brak mamy w domu. Ona za bardzo była zajęta karierą, żeby się tym przejmować. Na pytania dlaczego nie może zostać w domu odpowiadała w swoim stylu: „A kto na to wszystko zarobi? Może wasz tatuś nieudacznik, który tylko na niańkę się nadaje?”. Na początku mówiła to z uśmiechem i pomimo, że mi się to nie podobało, starałem się traktować to w kategorii żartu.

Niestety po pewnym czasie stało się normą szkalowanie mnie przy naszych znajomych i rodzinie. Często dawała znać, jak bardzo się pomyliła wychodząc za mnie za mąż, że jedyne co się jej udało z tego związku to dzieci. Tego było za wiele. Wziąłem się za siebie. Zrobiłem liczne kursy, o czym nawet nie miała pojęcia. Myślała, że w domu się tylko sprząta i zupki gotuje. Otóż jak się dobrze człowiek zorganizuje, to można dużo się nauczyć, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdzie dużo kursów można zrobić online.

Zacząłem szukać pracy. Na początku udało mi się na pół etatu i to zdalnie, żebym mógł zdobywać powoli doświadczenie. Po pewnym czasie przestało mi to wystarczać i poszukałem czegoś na etat.  Dość szybko odezwało się do mnie kilka firm. Podczas niedzielnego obiadu u moich teściów, żona jak zwykle chwaliła się co robiła w pracy. Wtedy jej ojciec z ironią w głosie powiedział: „A Ty, mój kochany zięciu kiedy wreszcie pozwolisz mojej córce zostać trochę z dziećmi? Czy ona zawsze już będzie Cię utrzymywać?”

Tylko na to czekałem, on zawsze musiał wbić mi szpilę. Opowiedziałem: „ Za dwa tygodnie zaczynam pracę jako kierownik w dużej firmie. Twoja córka będzie mogła odpocząć.”

Nagle śmiechy i docinki ucichły. Moja żona omal nie udławiła się kotletem, jak to usłyszała. Na jej sprzeciw, że przecież nie może teraz wszystkiego rzucić odparłem tylko, że mamy dwa tygodnie, aby znaleźć opiekunkę, albo weźmie zaległy urlop do czasu, aż nie ogarniemy opieki. Ja z pracy nie zamierzam rezygnować, nie chcę już być popychadłem we własnym domu. Zagroziłem też przy wszystkich, że jeżeli nic się nie zmieni to się z nią rozwiodę.

Od tego czasu minął już ponad rok. Z żoną bardzo nam się relacje poprawiły, na każdym polu. Widać, że miłość się odradza. Opiekę nad dziećmi udało nam się ogarnąć bez pomocy niani. Wystarczyło pójść do pracy i trochę zmusić moją żonę do elastyczności, aby zaczęła doceniać co ma poza pracą. Dzieciaki są szczęśliwe, bo mama jest więcej czasu w domu. Dla mnie największym szokiem było to, że żona już nie bierze żadnych nadgodzin. Osiem godzin dziennie i koniec, po tym czasie wyłącza komórkę służbową i jest tylko dla nas. Po raz pierwszy od kilku lat zaproponowała wakacje, sama wszystko ogarnęła. Teraz moje życie wygląda tak, jak oboje tego chcieliśmy, zanim o tym zapomnieliśmy.

Komentarze

Masz historię, która powinna znaleźć się na tej stronie? Napisz do nas!

Imię

E-mail *

Wiadomość *