Rozmowa o pracę
Miałem ważną rozmowę o pracę. Wstałem rano, zjadłem śniadanie, ogarnąłem się. Nadszedł moment wyjazdu. Wsiadam do samochodu, przekręcam kluczyk i nic. Drugi raz i nic. Myślę sobie pewnie padł akumulator, może odpalę na kable od sąsiada. Pobiegłem szybko do niego, powiedziałem co i jak, sąsiad dobry człowiek od razu podjechał swoim wypasionym BMW. Śmiałem się, że jak podłączymy to, żeby od tej mocy mój gruchot nie wyleciał w powietrze. Podniosłem maskę i okazało się, że nie ma co podłączać. Już na pierwszy rzut oka widać było, że kuna przegryzła mi chyba wszystkie kable w samochodzie w trakcie nocy. Na całą akcję straciłem tyle czasu, że już miałem dzwonić, aby przesunąć rozmowę na późniejszą godzinę. Sąsiad jak już mówiłem, dobry człowiek, pożyczył mi samochód. Nie bardzo chciałem, bo jednak to auto z wyższej półki i bałem się chociażby zadrapać. Z drugiej jednak strony była to jedyna możliwość, żebym spróbował chociaż zdążyć na tą rozmowę. Pojechałem do firmy na spotkanie. Spóźniłem się dosłownie pięć minut. Na wstępie właściciel tak mnie opieprzył za to, że już chciałem uciekać. Następnie zaczął rzucać dziwne aluzje co do mojej sytuacji finansowej, odnośnie tego jaką furą przyjechałem, a jaką chcę posadę. Wtedy ja się wkurzyłem, wstałem, powiedziałem mu, że nic o mnie nie wie, a mnie ocenia. Zanim wyszedłem, chciał jeszcze rozmawiać, że jednak mnie zatrudni, ale już nie chciałem słuchać. Po drodze wstąpiłem do sklepu po komplet nowych kabli. Wymieniłem je i samochód zaczął palić jak nowy. Sąsiadowi serdecznie podziękowałem za pożyczkę. Jutro mam kolejną rozmowę o pracę, tym razem pojadę moim pojazdem, może nie będzie kłuć w oczy potencjalnego pracodawcy.
Komentarze
Prześlij komentarz