Wyrodna córka
Jakiś czas temu poznałam w nowej pracy koleżankę. Świetnie nam się rozmawiało i co jakiś czas wyskakiwałyśmy razem na obiad w trakcie przerwy. Podczas jednego z nich opowiedziała mi o swojej relacji z rodzicami. To co usłyszałam sprawiło, że zaczęłam inaczej na nią patrzeć. Mieszkała w dużym mieście, a na weekend jeździła do rodziców do miasteczka oddalonego o kilkadziesiąt km. Nie przepadała za swoimi rodzicami, ale nie przeszkadzało jej to w ciągnięciu od nich pieniędzy, bo dzięki temu nie musiała wydawać na swoje utrzymanie i całą wypłatę miała na swoje przyjemności. Nie lubiła kiedy do niej dzwonili, ale odbierała telefony i wykręcała się, że nie ma czasu na dłuższą rozmowę, bo ma dużo pracy, mimo że wcale tak nie było. Owszem w pracy nie można było wyjść na godzinną rozmowę telefoniczną, ale półgodzinnej nieobecności nikt by nawet nie zauważył. Wiele osób korzystało z tego przywileju. Poza tym mogłaby z nimi rozmawiać wieczorami, ale tego nie chciała. Mówiła, że nie zamierza się nimi zajmować, kiedy będą już bardzo starzy i niedołężni, ale cieszyła się, że zapiszą jej dom, bo będzie mogła go sprzedać. Podkreślała, że nie zamierza wracać na stałe na tą „pipidówę”, ale kasa ze sprzedaży domu bardzo by jej się przydała, bo będzie chciała kupić mieszkanie. Narzekała na nich i mówiła, że ich nie znosi i cieszy się, że ma tutaj pracę, bo mogła się od nich wyrwać. Na moje pytanie, czemu się od nich nie odetnie skoro tak źle jej z nimi, powiedziała zdumiona „A jeśli zachoruje to kto się mną zajmie? Tak to przynajmniej mogę na nich liczyć”. Ręce mi opadły. Tego było dla mnie za wiele. Wykręciłam się bólem głowy i wcześniej urwałam się z obiadu, żeby wrócić do pracy i wziąć tabletkę. Nie chciałam dłużej słuchać tych opowieści. Ona się nimi nie zajmie, jeśli będą podupadać na zdrowiu, ale nie odetnie się od nich, bo gdyby ich potrzebowała to będą mogli się nią zająć…
Jak można tak traktować własnych rodziców? Zwłaszcza, że z tego co opowiadała, nie zrobili jej nic złego, dbali o nią, była ich oczkiem w głowie. Nie potrafię tego zrozumieć.
Komentarze
Prześlij komentarz